#112. Znowu życie dało nam po pysku

Miała być notka z grą i nie będzie, bo jestem zły i zawiedziony. Właściciel mieszkania poinformował nas, że raczej nie przedłuża z nami kontraktu, bo kuzynka chce się wprowadzić. Okej, święte jego prawo. Szkoda tylko, że skusiliśmy się na to mieszkanie, bo w końcu miało być na kilka lat. Szkoda tylko, że rodzina nam je zafundowała jako prezent na „nowy start z dzieckiem”. Gdybym wiedział, to w okolicy były inne mieszkania za tą samą lub podobną cenę.

Straciłem całkowicie poczucie „domu”. Kiedy idę z jednego pokoju do drugiego, czuję pustkę. Wiszę w powietrzu. Znowu stałem się bezpański.

Po raz kolejny zaczynamy bieg o mieszkanie. W piątek skierowałem swoje kroki do urzędu miasta. Medycy od stanu mojej głowy podpowiedzieli, że wedle prawa angielskiego jestem już bezdomny i mogę ubiegać się od państwa o pomoc. Jak miło. Państwo jednak rzekło, że muszę mieć papierek, który oficjalnie wypowiada mi najem. Uderzyłem z tym do właściela i, jeżeli kuzynka rzeczywiście się wprowadza, to powinniśmy dostać go w poniedziałek.

W tym samym czasie szukamy prywatnie, bo rodzina zapowiedziała pomoc. Sam spojrzałem na nasze finansowe możliwości i stwierdzam: ciężkie, ale nie niemożliwe.

Ktoś zapytał się co ja takiego robię, że mam tak „ciekawe” życie. No nic nie robię. Może taki jest przepis? Przyznam, że w całym tym roztargnieniu mało nie pojechaliśmy do Walii zamiast do Bristolu… Sami widzicie, że choć się staramy, to nerwy targają nami przeokrutnie.

Druga okropna i wkurzająca sprawa, to sprawa chłopca o imieniu Alfie Evans, który zmarł w sobotę. Usłyszałem o nim, kiedy na ustach wszystkich była sprawa chłopca z podobnym problemem Charlie Gard. I muszę wylać kubeł już nie pomyj, a ścieków na brytyjskich lekarzy i ich cholerną dumę. Niestety, ale mam do czynienia z tymi patałachami i wiem, że daleko im chociażby do konowałów. Bo może mógłbym się zastanowić, czy to rodzina nie przesadza, gdyby nie to, że moja rodzina przez nich też przechodzi piekło.

Alfie nie miał postawionej diagnozy. Domniemano MMDS. Lekarze jednak nie mieli pewności, a mimo to odmówiono innym szpitalom podjęcia się diagnozy. Wydaje mi się, że wiem dlaczego.

Parę lat temu, gdy choroba połówki była dla nas dużo większą zagadką niż jest teraz, udaliśmy się do brytyjskich lekarzy z NHS i chodziliśmy do nich nasłuchując się bzdur i obelg. W końcu nie wytrzymałem, poinformowałem konowałów, że pójdę z połówką prywatnie i zażądałem dokumentów odnośnie ich „leczenia”. Po kilku dniach otrzymaliśmy list w kopercie zaadresowany do lekarzy z prywatnej placówki (podałem nazwę placówki podczas wizyty).

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jedno zdanie:

IMG_20180428_220143a

Pani „doktor” chciała, aby lekarze poinformowali nas, że nie gwarantują nam badań w obecnym stanie zdrowia połówki. Czyli chciała chronić swój niedouczony tyłek, bo mogłoby jeszcze coś wyjść na badaniach (i w sumie wyszło, bo badanie zrobiliśmy w Polsce).

Medycyna nie spadła nam z drzewa z odpowiedziami na wszystko – sami musimy ich poszukać. Jej rozwój spowalniają wpierw lekarze przepełnieni pychą, kapłani i duchowni, potem fanatycy poglądowi, a na końcu tej listy koncerny farmaceutyczne, bo im akurat najmniej na tym zależy z racji tego, że oni zawsze będą zarabiać na chorobach.

A jak widzę takiego lekarza, który powie ci, że głodzenie dziecka to nie morderstwo, to mam ochotę pakować się i uciekać z tego kraju. Bo życie bywa przewrotne i może się zdarzyć, że któreś z nas skończy z taką opieką… Co gorsze: ten koleś z wyglądu jest podobny do doktora śmierć.

Mefisto

21 uwag do wpisu “#112. Znowu życie dało nam po pysku

  1. Nigdy w życiu nie musiałam udać się do lekarza w UK – i byłam przekonana, że jest tam lepiej niźli w Pl. Owszem, wszyscy mieszkający na wyspach zgodnie do lekarzy udawali się w ojczyźnie – ale koronnym argumentem było, że na wyspach za drogo – i tematu nikt nie drążył. Trochę mnie przeraziłeś. A opowieści o mieszkaniu nie rozumiem wcale, ale życzę powodzenia. Pomyśl – tylu ludzi marzy o życiu nomada i nie przyzwyczajaniu się do jednego miejsca, by zachować niezależność ducha 😉

    Polubione przez 1 osoba

    • Publiczna zdrowa jest darmowa w Anglii, a mimo to nie zachęca. Owszem, spotkałem się z dobrymi lekarzami, ale ci szybko znikali z przychodni. Niestety.
      Opowieść o mieszkaniu rozwodzi się o tym, że znowu muszę się przenieść, chociaż miałem mieszkać kilka lat w tym mieszkaniu.
      Mi takie życie niezbyt pasuje. Nie z dzieckiem pod pachą. 😉

      Polubienie

  2. Znasz takie powiedzenie: „When it rains, it pours”?

    Przykro mi strasznie, że takie „przygody” ciągle Was spotykają… Ale kiedyś limit złośliwości świata się w końcu wyczerpać musi 🙂 Postarajcie się być dobrej myśli. Wiesz, że ja zawsze trzymam za Was kciuki i kibicuję mocno!

    A sprawa Alfiego…to jest coś strasznego 😦 Ktoś zdecydowanie powinien za to „beknąć”, bo chłopakowi MOŻNA BYŁO POMÓC!! Chociaż troszkę, odrobinkę…ale istniała szansa… Ech… Co za świat…

    Polubione przez 1 osoba

    • W tym wypadku to akurat jest chyba studnia bez końca. Jedyne co teraz możemy to pakować się i szukać mieszkania. 😉
      W przypadku Alfiego to obstawiam, że jak trafił do szpitala w 2016, to diagnoza została źle postawiona i obrano zły rodzaj leczenia. Tak jak np. istnieje sepsa powodowana przez bakterie, a także ma swój odpowiednik od grzybów. Objawy praktycznie takie same, a leczenie różne. Problem w tym, że tutaj nie lubią badać i większość rzeczy robią na oko.

      Polubione przez 1 osoba

  3. boszszszsz, ledwie pół roku mnie nie było, a tu tyle się dzieje 😀
    trzymam kciuki i za mieszkanie, i za leczenie, a w szczególności za Smoczyńskiego – słowo „daj” bardzo dobrze rokuje na przyszłość 😀

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz